Zwiastuny, plakaty, zapowiedzi - to wszystko sprawiło, że miałem wraże, iż TVN szykuje coś naprawdę ciekawego. Zacierałem ręce szykując się na premierę "Belle Epoque", bo forma wyglądała obiecująco. No i na formie się skończyło...
Zacznijmy więc od tego, co pozytywne. Być może gdzieś na dachu kamienicy przewinęła się jakaś antena satelitarna czy inny wynalazek z przyszłości - nie wiem, nie zwracam uwagi na takie szczegóły, dlatego scenografię i kostiumy muszę uznać za niewątpliwy atut serialu. Widać, że sporo pieniędzy włożono w realizację tej - niestety - wydmuszki. Szkoda, że taki wniosek można wysnuć już po pierwszym odcinku, a kolejny jedynie mnie w tym utwierdził.
Przede wszystkim szkoda, że odcinki są tak krótkie, bo mam wrażenie, jakby TVN serwował nam "kryminał instant". Wciśnięcie fabuły w tak skromne ramy czasowe skutkuje przykrą schematycznością: o godzinie 22:12 można spodziewać się nagłego zwrotu akcji, dzięki któremu dowiadujemy się kto jest mordercą, a o 22:23 szybkiego podsumowania w formie rozmowy, która ma rozwiać niejasności widza (czyli zapchać dziury w fabule). Jeśli TVN faktycznie musiał uporać się z takim ograniczeniem czasowym, to wolałbym obejrzeć jedną długą, ale wciągającą historię kryminalną podzieloną na te krótkawe odcinki, niż gonitwę z czasem między przerwami reklamowymi, byle zdążyć przed kolejną audycją (i nie - ta historia w tle, rozpoczęta na początku pierwszego odcinka, mnie nie zadowala).
Kolejnym minusem są dialogi. Małaszyński gra jak gra (i - o dziwo - nie irytuje mnie w swojej roli), ale ciężko jest mi w ogóle ocenić obsadę, kiedy nawet świetny Eryk Lubos czasem wychodzi sztucznie, bo dialogi są szarpane, nienaturalne, w dodatku zawsze wygłaszane literacką polszczyzną bez względu na to, czy bierze w nich udział polski chłop, mieszczanin czy żydowski rzemieślnik. W połączeniu z dziwaczną pracą kamery i przejaskrawionymi barwami daje to wrażenie jakiejś teatralnej groteski, która nawet nie aspiruje do klimatu mrocznego serialu.
Aczkolwiek ten serial może wcale nie miał być mroczny. W końcu aby ukazać brud tej epoki sięgnięto po dość skromne środki. Małaszyński wieczorami łoi wódę na umór (ale chyba nie zdarzyło mu się puścić pawia), grzmoci prostytutkę (ale przez bokserki) i łypie groźnym spojrzeniem (ale nie przeklina) - koniec końców jest takim "badassem" w granicach akceptowalnych przez przeciętną gospodynię domową.
Jak więc widać, nakręcono serial, który nie celuje w sprecyzowanego odbiorcę, a przede wszystkim nikogo nie razi i gładko wchodzi pod wieczorną herbatkę na kanapie. Postawiono na tę samą widownię, która przed "Belle Epoque" ogląda "Na Wspólnej" i "Milionerów", czyli na przeciętnego widza TVN. Skoro więc przeciętny widz, to i przeciętny serial, a środki przedsięwzięte do jego realizacji nie przesłonią jego treści.
Po zwiastunie i szumnych zapowiedziach miałem nadzieję na coś więcej, niż soft-kryminał czy thriller familijny. "Belle Epoque" to zdecydowanie zmarnowany potencjał, ale mimo, że się zawiodłem, możliwe że jeszcze zdarzy mi się go obejrzeć. Tak pod wieczorną herbatkę.