Czyli jednak trzeba kraść żeby odnieść sukces? Sheila to bohaterka ze sprzecznościmi, z jednej strony stłamszona kura domowa, która boi się powiedzieć mężowi o swoich pasjach, problemach, przemyśleniach, polewa mu kawę i usługuje. Z drugiej strony jest bezwględna, nie ma problemu z wyłudzeniem pieniędzy od Bunny, kradzieżą kamery od swojej "przyjaciółki", czy notesu z kontaktami (wszytsko uchodzi jej na sucho, btw). Ale jest to świetnie zrealizowany serial, jestem ciekawa tego uniwersum osadzonego w latach 80', i chce już kolejne odcinki! Chociaż smutno patrzy się na ten patriarchalny obraz małżeństwa, gdzie mąż jest królem, a żona jest po to, żeby mu służyć. Na pewno każdy z Was zna przykłady małżeństw z podobnym podejściem, szczególnie ze starszego pokolenia.
Mam wątpliwosci do tego czy ona jest stłamszona? Bo jesli tak to przez kogo, męża? Mam wrazenie ze ona ma bardziej problemy ze sobą (wydarzenie z dziecinstwa i relacje z rodzicami ktore wypłynęły na jej zaburzenia odzywiania i niskie poczucie wartosci). Nie obejrzałam jeszcze całego sezonu ale wydaje mi się ze jej mąz jest akurat wspierający i zakochany w niej. To ona kombinuje, nie mòwi prawdy, nie docenia jego pracy i wysiłkow. To moje zdanie, chetnie poczytam opinie innych :)